Należy do tej - nielicznej dziś - grupy klubów, potrafiących u kibiców wywołać
wyłącznie dwojakie emocje - żarliwą miłość, bądź skrajną nienawiść, obojętność -
bowiem - w jej wypadku raczej nie wchodzi w grę. Legia Warszawa - najbardziej
rozpoznawalna polska marka piłkarska.
Wojenne narodziny
Można zaryzykować stwierdzenie, że nie byłoby dzisiejszej Legii, gdyby nie
wybuch I wojny światowej. Spotkanie się w tym samym miejscu, w tym samym czasie,
takich a nie innych - połączonych wspólną pasją i jednakowymi chęciami - ludzi,
umożliwił właśnie globalny konflikt zapoczątkowany zamachem w Sarajewie. Zapewne
w pierwszych latach poprzedniego ustroju - czasach powszechnego hołubienia
wszelkich służb mundurowych - ktoś wpadłby na pomysł, by stolica miała swój
centralny klub wojskowy, jednak zarówno jego charakter, jak i nazwa znacznie
różniłyby się od urokliwej przeszłości drużyny powstałej w drugim
dziesięcioleciu ubiegłego wieku. Była wiosna 1915 r., wielu sportowców znalazło
się w wojskowych szeregach. Część z nich, skupiona pod egidą Legionów Polskich -
walczących w służbie Cesarza Austro-Węgier - stacjonowała w okolicach Piotrkowa
Trybunalskiego. W czasie przerw w walkach i ćwiczeniach militarnych chętnie
uprawiali sport, a ich szczególną sympatią cieszyła się piłka nożna (zdecydowana
większość z nich pochodziła z silnych wówczas futbolowo okręgów: krakowskiego
oraz lwowskiego). Pomysłodawcą powołania jednej z wielu wówczas drużyn
wojskowych był Antoni Poznański. Pierwsze treningi, wewnętrzne gierki, z czasem
również nieoficjalne mecze przeciw innym - na prędce skleconym - ekipom, tylko
umacniały ów zapał. Niezła zaś gra, spore zaangażowanie, osiągane wyniki, a
przede wszystkim chwilowe ustabilizowanie się sytuacji na froncie i przychylność
dowództwa, doprowadziły do zalegalizowania futbolowej działalności
żołnierzy-piłkarzy. Toteż już w połowie marca 1916 r. (przyjmuje się
okres między 5, a 15 marca 1916 r., bowiem dokładna data nie zachowała się w
archiwach), na wniosek chorążego Zygmunta Wasseraba, w kancelarii Kompanii
Sztabowej Komendy Legionów Polskich w lasach niedaleko Maniewicz na Wołyniu
(tereny dzisiejszej Ukrainy), odbyło się założycielskie zebranie jednosekcyjnego
(piłkarskiego) Wojskowego Klubu Sportowego (wtedy pod nazwą Drużyna
Sportowa - "Drużyna Legionowa"). Miał on ambicję wyróżnić się ponad inne
istniejące wówczas wojskowe zespoły w Legionach Polskich, składające się w
zasadzie wyłącznie z żołnierzy konkretnych pułków, kompanii czy brygad i z
luźnej ekipy postanowił przemienić się w pierwszy wojskowy klub sportowy z
własnymi władzami, statutem i barwami. Prezesem mianowano chorążego Władysława
Groele, a na wniosek zmobilizowanego piłkarza Cracovii - plutonowego Stanisława
Mielecha (późniejszy strzelec pierwszej bramki w historii Mistrzostw Polski),
przybrał on nazwę "LEGIA" ("Drużyna Legionowa"). Od połowy lat 40-tych XX
w. wielu historyków hołduje tezie, że miała ona nawiązywać do tradycji legionów
Cesarstwa Rzymskiego, walczących w Anglii i zapoznających tamtejszą ludność z
prawzorem współczesnego futbolu - grą o nazwie "harpastum". To jednak wierutna
bzdura, wynikająca - a jakże by inaczej - z ówczesnej poprawności politycznej.
Jej geneza jest zdecydowanie bardziej oczywista. Legia - naturalnie od
Legionów... ale tych, które tworzyli Mielech wraz z kolegami!!! Jako barwy
obrano białe koszulki i spodenki, jednakże wzdłuż trykotów przebiegał ukośny
czarny pas. Miała to być analogia do Czarnych Lwów - najstarszego piłkarskiego
zespołu powstałego na ziemiach polskich, świadcząca że Legia to pierwszy na nich
klub wojskowy. Herbem zaś, stała się biała litera "L" na czarnym tle (dziś jest
na odwrót). Niemal od razu drużyna zaczęła rozgrywać pierwsze spotkania i - co
warte odnotowania - żadnego z nich nie przegrała!!! Najstarsze zachowane
rezultaty informują o zwycięstwach "Wojskowych": 7:0 nad Dywizyjnym Zakładem
Sanitarnym oraz 6:4 z 4 Pułkiem Piechoty.
Lipcowa ofensywa wojsk rosyjskich sprawiła, że Legiony musiały wycofać się
bardziej na zachód, Legia znalazła się w Warszawie i od drugiej połowy roku 1916
nierozerwalnie jest związana z tym miastem. 29 kwietnia 1917 r. na Agrykoli
"Wojskowi" zagrali po raz pierwszy w historii przeciwko starszej od nich o rok
Polonii, remisując 1:1. Jeszcze lepiej legioniści zaprezentowali się 19 sierpnia
1917 r., podczas zwycięskiego (2:1) pojedynku w Krakowie z tamtejszymi "Pasami",
po którym zostali powszechnie uznani za nieoficjalnych Mistrzów Polski !!!
Wszystko zaczynało wyglądać coraz lepiej, jednak tuż po zakończeniu wojny - w
listopadzie 1918 r., zdecydowana większość żołnierzy została zdemobilizowana i
mając taką możliwość wróciła w swe rodzinne strony, co spowodowało zawieszenie
działalności klubu.
Lata dwudzieste, lata trzydzieste. Ligowa Legia
Stan taki utrzymywał się do końca roku 1919, gdy to grupa żołnierzy armii
legionowej postanowiła wskrzesić drużynę, w której występowała zaledwie
kilkanaście miesięcy wcześniej. Efekt ich starań zwieńczono 14 marca 1920 r.
w salach kasyna oficerskiego Zamku Królewskiego oficjalnie reaktywując
Wojskowy Klub Sportowy "Warszawa" (jeszcze bez nazwy "Legia"), z
pułkownikiem Aleksandrem Litwinowiczem, jako prezesem. Do wcześniejszych barw
biało-czarnych dodano kolor czerwony, jako uczczenie odrodzonej półtora roku
wcześniej Polski (tym samym wśród barw klubowych, znalazły się oba kolory
narodowe). Miesiąc później - 18 kwietnia - piłkarze rozegrali swój pierwszy
mecz, zwyciężając 13 Pułk Piechoty 5:1, zaś 9 maja pokonali aż 9:2 Mission
Francaise. Rok ten - podobnie jak i następny - okazał się mimo wszystko niezbyt
dobry pod względem wyników sportowych, bowiem z racji agresji bolszewików na
ziemie odrodzonej Polski, wielu ówczesnych piłkarzy musiało chwycić za broń i
udać się na front, by strzec niepodległości ojczyzny. W tamtych czasach
zdecydowanie dynamiczniej rozwijały się kluby "cywilne" aniżeli wojskowe, bowiem
w tych drugich grali właściwie tylko żołnierze z służby zasadniczej, często
zupełnie przypadkowi, mający naturalnie inne (ważniejsze) obowiązki, co w
oczywisty sposób utrudniało działalność stricte sportową (a trzeba pamiętać, że
czynny udział cywili w klubach wojskowych był zakazany statutowo). Nie dziwi
więc fakt, że w 1921 r. w pierwszej fazie (rozgrywki na szczeblu poszczególnych
okręgów, czyli tzw. klasy A) drugich Mistrzostw Polski (MP), "eLka" zajęła w
okręgu warszawskim ostatnie miejsce (przegrywając w dodatku wszystkie spotkania
i strzelając w nich zaledwie... jedną bramkę!!!), ulegając w inauguracyjnym
meczu stołecznej Koronie 0:3 (wygrała Polonia i to ona awansowała do tury
finałowej).
Jako, że w takich warunkach ciężko było zbudować silną drużynę, władze klubu
zdecydowały się na radykalne rozwiązanie. 31 marca 1922 r. (nie 31 lipca
1922 r., jak podaje wiele źródeł) podczas walnego zgromadzenia członków
uchwalono powrót do nazwy Wojskowy Klub Sportowy "Legia" oraz przyjęto
nowy statut, dopuszczający udział w działalności klubu również osoby cywilne. We
wrześniu tegoż roku doszło ponadto do połączenia z pierwszym pogromcą -
wspomnianą Koroną, a korzyści z fuzji miały odnieść obie strony. Legia - jako
pierwsza w Warszawie - miała niebawem posiadać już swoje własne boisko
(oficjalnie oddano je do użytku 12 października 1922 r.), zaś Korona własnych,
cywilnych piłkarzy (ich pozyskanie stało się możliwe dzięki wspomnianemu wyżej
zmienionemu statutowi). Niestety, na wskutek braku porozumienia między członkami
obydwu zarządów, ów mariaż w zasadzie tak samo szybko jak zaistniał, równie
szybko się rozpadł, a jedynymi (choć jakże ważnymi) pamiątkami z tego wydarzenia
pozostały: kolor zielony w dzisiejszych barwach "Wojskowych" (więc prawidłowa
ich kolejność, wynikająca z porządku chronologicznego, to: biało - czarno -
czerwono - zielone) oraz obowiązujący do 1949 r. (i zmodyfikowany w 1957 r. do
obecnej postaci) herb. Mistrzostwa Warszawy (klasa A), Legia skończyła na 4
(przedostatnim) miejscu, a w międzyczasie - 18 maja 1922 r. rozegrała swoje
pierwsze spotkanie międzynarodowe, ulegając 2:9 w towarzyskiej potyczce czołowej
ówcześnie ekipie Czechosłowacji - praskiej Viktorii Żiżkov.
W latach 1923 - 1926 piłkarze "Zielonych" zajmowali regularnie trzecie miejsca w
rozgrywkach klasy A mistrzostw Polski okręgu warszawskiego i to właśnie w tym
okresie ponieśli najwyższą porażkę w całej swej historii (06.07.1924 r. - 0:11,
przeciwko ŁTS-G w Łodzi). Prawdziwy przełom nastąpił dopiero w roku 1927. To
wówczas odbyła się premierowa edycja ligi (grano systemem "wiosna-jesień"), w
której poza Cracovią uczestniczyła cała elita rodzimych klubów. Po raz pierwszy
w doborowej stawce znalazła się Legia (wcześniej ani razu nie udało się jej
przecież awansować do finałowych zmagań o MP, a wygranie ligi było od tego
momentu równoznaczne z tytułem najlepszego w kraju). W rozegranej 3 kwietnia
inauguracyjnej kolejce, uległa ona - co prawda - u siebie Warszawiance 1:4
(pierwsze ligowe derby stolicy i gol dla Legii strzelony przez rodowitego
warszawiaka - Wacława Przeździeckiego), ale później było już o niebo lepiej. Co
prawda na pierwsze zwycięstwo przyszło czekać aż do piątej kolejki, jednak
zarówno jego rozmiary - jak i styl - w pełni wynagrodziły ponad miesiąc
oczekiwań. 8 maja 1927 r. w Łodzi 6:1 został bowiem rozgromiony tamtejszy Klub
Turystów, co pozwoliło legionistom uwierzyć w siebie. Nadspodziewanie wysokie,
jak na ówczesne ambicje - 5 miejsce w końcowej tabeli (najlepsze ze wszystkich
ekip stołecznych), a także tytuł wicekróla strzelców dla Mariana Łańko (30
bramek w 26 spotkaniach i pierwszy hat-trick - w dodatku klasyczny - dla Legii
ustrzelony we wspomnianym meczu z łódzkim Klubem Turystów) klubowe władze oraz
coraz liczniejsi kibice przyjęli z entuzjazmem i nie zmąciła go nawet najwyższa
w historii ligowa porażka (03.09.1927 r. z Pogonią we Lwowie 11:2). W kolejnym
roku było jeszcze lepiej - 3 lokata (powtórzono ją również w sezonach 1930 oraz
1931) i pokonanie 1:0 w Warszawie mistrzowskiej Wisły. Warto również dodać, że
począwszy od 1924 r. coraz więcej stowarzyszeń sportowych na swoich zarządach
przegłosowywało przystąpienie do Legii, która gwarantowała szybszy rozwój i w
roku 1928 była już potężnym klubem wielosekcyjnym.
10 sierpnia 1930 r. - po trzyletniej budowie - uroczyście otwarto przy ulicy
Łazienkowskiej - Stadion Wojska Polskiego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, a
podczas jego inauguracji Legia zremisowała w towarzyskiej potyczce z Europą
Barcelona 1:1. Pierwsze zaś oficjalne na nim spotkanie to ligowy pojedynek z
Czarnymi Lwów, również zakończony stanem 1:1 (24 sierpnia 1930 r.). Właśnie w
lidze niewiele brakowało by "eLka" - dowodzona przez popularnego "Antałka" (z
racji dość okrągłych kształtów), czyli Henryka Martynę, a także Józefa "Kubę"
Ciszewskiego, Józefa "Wiewiórę" Nawrota i Witolda Wypijewskiego - jako pierwsza
drużyna ze stolicy wywalczyła upragniony tytuł mistrzowski. Równie blisko
wygrania ligi piłkarze "Wojskowych" byli w latach 1929 i 1931. W ostatniej
kolejce sezonu (30.11.1930 r.) legioniści świętowali swój setny mecz ligowy,
gromiąc "niebieskich" z Chorzowa aż 7:1 (6 bramek J. Nawrota!!!).
W listopadzie 1935 roku w barwach Legii zadebiutował pierwszy w jej historii
obcokrajowiec. Tego zaszczytu dostąpił - reprezentujący barwy ówczesnej
Jugosławii - chorwacki bramkarz Grga Zlatoper, występujący z "eLką" na piersi
przez prawie dwa lata. W tymże 1935 roku zaczął się poważny kryzys
sportowo-organizacyjny. Szczęśliwe utrzymanie w ekstraklasie (zaledwie 1 punkt
przed relegowaną Cracovią) nie zażegnało ciągłych sporów z PZPN-em, mediami oraz
- co gorsze - wewnątrz zespołu. Rezultatem tego było ostatnie 10 miejsce w
końcowej tabeli, skutkujące pierwszym i jedynym jak do tej pory spadkiem
legionistów z najwyższej klasy rozgrywkowej w sezonie 1936 - najgorszym w całej
historii klubu (m.in. nie pobita do dziś seria 7 kolejnych ligowych porażek z
rzędu). A to wszystko w roku jubileuszu 20-lecia istnienia drużyny. Wysoka
porażka 6:1 z Ruchem w Chorzowie (11.10.1936 r.) ostatecznie - na trzy kolejki
przed finiszem rozgrywek - przypieczętowała relegację z ekstraklasy. W dniu
"święta Zmarłych" 1936 r. "eLka" rozegrała swój ostatni mecz ligowy przed wojną
(porażka 2:3 u siebie z Wisłą Kraków) - jakże wymowne połączenie, świadczące że
złośliwy los "zaplanował" swe zrządzenie pod każdym względem (sic!!!). W dodatku
ostatnią bramkę w tym spotkaniu zdobył Henryk Przeździecki... brat strzelca
pierwszego ligowego gola dla "Zielonych". Jak się później okazało przez kolejne
trzy lata (1937, 1938 i 1939) Legia miała pozostawać poza krajową elitą. Na całe
szczęście były to jedyne sezony takiego stanu rzeczy w całej jej historii.
Jednak rok następny (1937) przyniósł kolejne rozczarowania. Decyzja władz
wojskowych o dalszym przekształcaniu Legii ponownie w klub stricte wojskowy,
doprowadziła do odejścia wielu cywilnych działaczy i w zarządzie klubu nie
pozostał nikt z jego założycieli. Znacznego osłabienia doznała również kadra
zawodnicza, bowiem czołowi piłkarze przeszli do lokalnych rywali (głównie
Polonii oraz Warszawianki). Po degradacji ekipa rozpoczęła sezon w rozgrywkach
A-klasy, w których zajęła daleką 6 pozycję. Ironią losu był fakt, że rozgrywki
wygrały "Czarne Koszule" (awansując tym samym do I ligi), a w ich składzie
brylowali... niedawni legioniści.
W kolejnym sezonie drużyna wystartowała w nowopowstałej lidze okręgowej
(odpowiednik A-klasy). Porażka w barażach o ekstraklasę nie satysfakcjonowała
nowego zarządu klubu, który postanowił definitywnie wycofać zespół ze wszystkich
rozgrywek Za cel nadrzędny postawiono sobie ogólne usportowienie, toteż
ograniczono się tylko do rozgrywania spotkań towarzyskich. Zawodnicy stali się
wolni, więc czołowe kluby stolicy nie miały najmniejszych problemów by ich
pozyskać. 18 września 1938 r. legioniści pokonali 3:1 stołecznego Orkana i był
to - jak się potem okazało - ich ostatni mecz przed wybuchem wojny. W roku 1939
postępowała dalsza likwidacja, która ograniczyła działalność klubu do wyłącznie
trzech sekcji: tenisowej, pływackiej i motorowej. Legia sięgnęła dna. Pewnie
wszystko skończyłoby się jeszcze gorzej, gdyby nie... rozpoczęcie II wojny
światowej. Wielu sportowców ponownie chwyciło za broń i ruszyło do walki z
okupantem.
Legia - reaktywacja
Wyzwolenie stolicy umożliwiło - w kwietniu 1945 r. - reaktywowanie
drużyny jako I WKS "Warszawa" (nazwę "Legia" dodano w czerwcu tegoż
roku). 1 maja rozegrała ona swój pierwszy mecz, remisując 3:3 na świeżo
odbudowanym Stadionie WP z warszawską Syreną (w barwach "Wojskowych"
zadebiutował wówczas m.in. Kazimierz Górski). Organizacji klubu w zniszczonym
mieście podjął się były bokser - podpułkownik Julian Neuding. 16 lutego 1946 r.,
czyli niemal w 30-tą rocznicę powołania "Drużyny Legionowej" odbyło się walne
zgromadzenie, podczas którego dokonano wyboru nowego zarządu i nakreślono plan
odbudowy poszczególnych sekcji.
Poważne granie zaczęło się wiosną 1947 r. Odbyła się wówczas dziewiąta edycja (a
druga po wojnie) mistrzostw Polski, będąca jednocześnie kwalifikacjami do
reaktywującej się I ligi, zaś piłkarze z "eLką" na piersi zajęli 2 pozycję w
drugiej serii eliminacji. Dzięki temu sezon później przystąpili oni do rozgrywek
- startującej właśnie po dziewięcioletniej przerwie - ekstraklasy (pierwszy
mecz, rozegrany 14 marca 1948 r. u siebie przeciwko Polonii Bytom, zakończyli
zwycięstwem 3:1) i skończyli je na wysokim 4 miejscu. To właśnie w tym sezonie,
po raz pierwszy, legioniści spotkali się z późniejszymi "odwiecznymi" rywalami -
Widzewem Łódź i Lechem Poznań. W dwóch kolejnych latach - a zwłaszcza w sezonie
1950 (szczęśliwy wyjazdowy remis 1:1 z "Kolejorzem" w ostatniej kolejce) -
"Wojskowi" cudem uniknęli spadku z I ligi. W międzyczasie (listopad 1949 r.),
w ramach stalinowskiej reorganizacji sportu, klubowi zmieniono nazwę na CWKS
(Centralny Wojskowy Klub Sportowy) "Warszawa" i wprowadzono związane z
nią nowe godło. Dopiero 2 czerwca 1957 r. przywrócono tradycyjny człon
"Legia" oraz stary, obowiązujący w latach 1922 - 1949 herb, nieznacznie go przy
okazji modyfikując (zmiana kolorystyki pasa przecinającego tarczę z czarnego na
czerwony). Rok 1951 był nietypowy dla całej polskiej klubowej piłki, w tym
również dla "Zielonych". W tym bowiem sezonie po raz pierwszy w historii
rodzimego futbolu - i na całe szczęście jedyny - tytuł mistrza Polski przypadł
nie zwycięzcy ligi, lecz na wzór radziecki... zdobywcy krajowego pucharu. W
przypadku Legii sytuacja była o tyle dziwna, że właśnie w lidze poradziła sobie
najlepiej od równo 20 lat, meldując się po raz pierwszy po wojnie "na pudle" (3
miejsce), zaś w Pucharze Polski (PP) odpadła już w 1/8 finału (I runda szczebla
centralnego) po dwóch, zaciętych, derbowych bojach z Polonią (remis 2:2 po
dogrywce w pierwszym spotkaniu i porażka 0:3 w powtórce). W ostatecznym
rozrachunku klasyfikowało to więc "eLkę" na pozycjach 9-16.
Pierwsze sukcesy
Przełomowym okazał się sezon 1955 (grano cały czas systemem "wiosna-jesień"). To
wówczas "eLka", z Lucjanem "Kicim" Brychczym, Ernestem Polem, Henrykiem Kempnym,
Jerzym Woźniakiem, Marcelim Strzykalskim i Edwardem Szymkowiakiem oraz
węgierskim szkoleniowcem Janosem Steinerem na czele, sięgnęła po premierowe w
swej historii oficjalne tytuły (od razu "ustrzeliła" dublet - notabene, jako
pierwsza w kraju). Najpierw - 29 września - rozgromiła 5:0 na Stadionie WP w
finale PP gdańską Lechię, następnie - 20 listopada - uzyskała konieczny remis
(1:1) w Sosnowcu nad tamtejszym Zagłębiem (ówcześnie Stalą), sięgając po
premierowe mistrzostwo Polski i ciesząc się z podwójnej korony. Wyczyn ten
powtórzyła rok później (uświetniając tym samym obchody 40-lecia istnienia
klubu), z nowym trenerem - słynnym Ryszardem "Fają" Koncewiczem. W ekstraklasie
legioniści bez większych problemów ograli resztę stawki (dodatkowo trzy pierwsze
miejsca w końcowej tabeli strzelców zajęli ich napastnicy!!!), a 24 czerwca
podczas decydującego spotkania PP na Stadionie X-lecia nie pozostawili złudzeń,
najgroźniejszemu od tego czasu rywalowi - Górnikowi Zabrze, pokonując go 3:0.
Rok 1956 był szczególny także z trzech innych względów. To właśnie wówczas
"Zieloni" odnieśli najwyższe - jak do tej pory - swe zwycięstwo w lidze (19
sierpnia - 12:0 u siebie z krakowską Wisłą), zadebiutowali (12 września -
wyjazdowa porażka 0:4 ze Slovanem Bratysława w I rundzie PEMK) w europejskich
pucharach oraz wygrali w nich po raz pierwszy (2:0 w rewanżu na stadionie WP -
19 września). W tym również czasie, pojawiła się przy Łazienkowskiej moda
organizowania eskapad na mecze wyjazdowe, co stanowiło zalążek późniejszego
Klubu Kibica.
Obronione trofea nie przyczyniły się jednak do wzrostu potęgi i w kolejnych
sezonach Legii zawsze czegoś brakowało, by wywalczyć upragnionego "majstra" (na
finiszu lepsze okazywały się ekipy górnośląskie, zwłaszcza "zabrski" Górnik).
Czasami był to zaledwie 1 punkt (jak w 1960 r.), a czasami aż 11 oczek (w
sezonach 1959 i 1961). Mimo to, zwykle "Wojskowi" meldowali się w ścisłej
czołówce końcowej tabeli, wywalczając sobie tym samym możliwość gry na arenie
międzynarodowej. Dodatkowo sięgali po puchary Polski (lata 1964 i 1966 -
uświetnienie hucznych obchodów 50-lecia istnienia klubu), co predestynowało do
występów w Pucharze Europy Zdobywców Pucharów (PEZP). W sezonie 1964/1965 Legia,
jako pierwsza polska drużyna, awansowała do ćwierćfinału europejskich rozgrywek
(odpadając po 0:4 i 0:0 z TSV 1860 Monachium właśnie w PEZP), a w roku 1968
zwyciężyła w swojej grupie bardzo wówczas prestiżowego Pucharu Intertoto, za co
otrzymała premię w wysokości 10 tys. franków szwajcarskich. Sezon później,
legioniści byli pierwszym klubem z Polski, który zadebiutował w Pucharze Miast
Targowych (protoplasta dzisiejszego Pucharu UEFA), rozbijając na stadionie WP w
swym pierwszym spotkaniu - niedawnego pogromcę - monachijski TSV 1860 aż 6:0
(02.10.1968 r.). Warto też wspomnieć, że to właśnie z tego okresu datuje się
najwyższa - i do dziś nie pobita - wygrana Legii na wyjeździe (17.11.1963 r. -
1:11 z Polonią Głubczyce w I rundzie PP).
Legia znowu "Pany", europejsko przy Łazienkowskiej
Pojawienie się w klubie, na przełomie lat 60-tych i 70-tych, utalentowanych
piłkarzy młodego pokolenia: Władysława Grotyńskiego, Andrzeja "Belmondo"
Zygmunta, Kazimierza "Kaki" Deyny, Roberta "Piłata" Gadochy, Lesława
Ćmikiewicza, wspomaganych przez doświadczonych Bernarda "Beno" Blauta, Horsta
Mahselego, Jana Pieszko, Władysława Stachurskiego, Antoniego Trzaskowskiego,
Janusza "Pele" Żmijewskiego i naturalnie "żywą legendę" - L. Brychczego oraz
czechosłowackiego trenera - Jaroslava Vejvodę, dało piorunujący efekt w roku
1969. Ku uciesze licznej rzeszy sympatyków, pokonując 22 czerwca w Warszawie
ustępującego mistrza - Ruch Chorzów 6:2, klub z Łazienkowskiej po 13 latach
przerwy odzyskał upragniony tytuł, który dawał przepustkę do Pucharu Europy
Mistrzów Krajowych (PEMK) w sezonie następnym. Wyeliminowanie - już pod wodzą
Edmunda Zientary - UT Arad (2:1 i 8:0), AS Saint-Etienne (2:1 i 1:0),
Galatasaray Stambuł (1:1 i 2:0), spowodowało awans do półfinału (pierwsza polska
ekipa na tym szczeblu). Tam na rewelacyjnych Polaków czekał Feyenoord Rotterdam.
Bezbramkowy remis w meczu u siebie (01.04.1970 r.), porażka 0:2 w rewanżu
(15.04.1970 r.) i to mistrzowie Holandii zagrali w wielkim finale (wygrywając go
zresztą). Dwa miesiące po tym wydarzeniu "Zieloni" świętowali kolejnego
"majstra", nie mając pojęcia, że następna taka okazja nadarzy się dopiero za...
24 lata. Warto jeszcze wspomnieć o dramatycznym (przegranym liczbą goli
strzelonych "na wyjeździe") ćwierćfinałowym dwumeczu w PEMK z najlepszym wówczas
w Hiszpanii - Atletico Madryt (0:1 i 2:1), rozgromieniu 27 września 1972 r. w
PEZP Vikinguru Reykiavik 9:0 (rekordowa wygrana polskiego zespołu w europejskich
pucharach) skutkującym trafieniem na AC Milan (1:1 i 1:2 po dramatycznej
dogrywce na San Siro) oraz kolejnym Pucharze Polski (ogranie - 17.06.1973 r. -
po rzutach karnych Polonii Bytom). 8 marca 1975 r. R. Gadocha, jako pierwszy
polski piłkarz otrzymał zgodę PZPN i Ministerstwa Sportu na transfer do
zawodowego klubu - późniejszego mistrza Francji - FC Nantes.
Na początku lat 70-tych XX wieku zaczęły masowo powstawać Kluby Kibica, a
legijny był jednym z najliczniejszych oraz najprężniej się rozwijających
(sprzyjała temu możliwość konfrontowania się z podobnymi grupami zagranicznymi).
Najwierniejsi sympatycy "eLki" zwykli zasiadać w centralnym sektorze wschodniej
trybuny Stadionu WP, a od znajdującej się nad nim reklamy żyletek nazywali go
kolokwialnie "Żyletą". Za czasem terminu tego zaczęto używać w odniesieniu do
całej trybuny odkrytej (czyli tej vis-a-vis głównej), w dodatku upowszechnił się
on tak bardzo, iż obecnie jest w powszechnym użyciu (choć oficjalnie owa trybuna
nosi dziś imię Kazimierza Deyny).
Nie bezzasadnym będzie napomknięcie, że wielkie sukcesy naszej reprezentacji
narodowej w tamtych czasach, byłyby niemożliwe bez graczy z Łazienkowskiej.
"Chuda" dekada
Po każdej hossie musi nastąpić bessa - ta znana ekonomiczna prawda tyczy się
również klubów sportowych. Kryzys dotknął więc i Legię. Nawet cztery krajowe
puchary, zdobywane parzyście w latach 1980 - 1981 oraz 1989 - 1990 (po wsze
czasy w pamięci utkwią zwłaszcza dwa z nich: rozgromienie - 9 maja 1980 r. - 5:0
Lecha Poznań w Częstochowie oraz - rozegrany w Olsztynie - finał z 24 czerwca
1989 r. przeciwko Jagiellonii Białystok, zakończony efektownym zwycięstwem 5:2),
a także pierwszy w historii Superpuchar (08.07.1989 r. 3:0 z Ruchem Chorzów) nie
były w stanie osłodzić fanom braku upragnionego mistrzostwa. Tym bardziej, że
swe ligowe tryumfy zaczęli święcić najwięksi - od tamtego czasu - rywale: Widzew
Łódź i poznański Lech, a dodatkowo w ciągu kilkunastu dni z klubu odeszły dwie
hołubione gwiazdy: Tadeusz "Ferrari" Nowak (w październiku 1978 r. do Bolton
Wanderers) oraz przede wszystkim, ulubieniec tłumów - K. Deyna (w listopadzie
1978 r. do Manchester City za 0,1 mln. funtów wraz z... kompletem sprzętu
Adidasa). By godnie pożegnać tego drugiego - już wówczas żywą legendę "eLki" -
18 września 1979 r. zorganizowano towarzyskie spotkanie Legii z ówczesną drużyną
"Kaki". Na stadionie WP stawił się nadkomplet, prawie 30 000 zwolenników jego
talentu, a wiele tysięcy kolejnych ze smutkiem na twarzy stało pod bramami.
Troszkę otuchy w serca kibiców wlały niezłe występy na międzynarodowej arenie.
Ćwierćfinałowy bój PEZP (chyba ulubiony puchar Legii) sezonu 1981/1982 z
radzieckim (gruzińskim) Dinamem Tbilisi był nie tylko widowiskiem sportowym.
Zwłaszcza jego pierwszy - rozegrany 3 marca 1982 r. w Warszawie - akt, stał się
wielkim manifestem polskiej publiczności przeciw władzom znienawidzonego Kraju
Rad. Takiej liczby milicjantów obiekt przy Łazienkowskiej nie widział chyba
nigdy, a nieco zdeprymowani całą sytuacją gracze gospodarzy ulegli rywalom 0:1.
W rewanżu padł identyczny rezultat, więc możliwość gry o finał walczyli Gruzini.
Trzy lata później czołowa ósemka (tym razem Pucharu UEFA), okazała się już
nieosiągalna dla "Wojskowych". Niewiele brakowało, by przeskoczyć Inter Mediolan
(0:0 w pierwszym meczu na półwyspie Apenińskim i porażka 0:1 po dogrywce u
siebie), a podobno szczęście sprzyja lepszym... "Niebiesko-czarni" stanęli na
drodze Legii, również w następnym sezonie (1/16 Pucharu UEFA) i znowu mieli
farta. Co prawda w stolicy 3:2 zwyciężyli gospodarze, jednak włoskie cattenacio
zatriumfowało na San Siro, więc skończyło się na 1:0 dla mediolańczyków.
W połowie lat 80-tych, pojawiła się szansa na wygranie ligi. Półmetek sezonu
1984/1985 "Zieloni" skończyli na 1 miejscu, jednak wiosną w co najmniej dziwnych
okolicznościach "majstra" zgarnął Górnik. Niemal identyczna sytuacja miała
miejsce rok później. Niby walka trwała do końca, ale... . Oficjalnie nic
zabrzanom nie udowodniono (to właśnie na kanwie tamtych wydarzeń Janusz Zaorski
nakręcił "Piłkarskiego Pokera"). Ironią losu jest fakt, iż w ciągu zaledwie
dekady przez Łazienkowską przewinęła się cała masa niezłych podówczas piłkarzy -
nierzadko wielkich indywidualności (m.in. Jarosław Araszkiewicz, Jarosław Bako,
Kazimierz Buda, Andrzej Buncol, Tomasz Cebula, Dariusz Dziekanowski, Krzysztof
Iwanicki, Zbigniew Kaczmarek, Jacek Kazimierski, Roman Kosecki, Dariusz Kubicki,
Marek Kusto, Stefan Majewski, Henryk Miłoszewicz, Piotr Mowlik, Mirosław
Okoński, Włodzimierz Smolarek, Stanisław Terlecki, Adam Topolski, Dariusz
Wdowczyk) - z których nigdy nie udało się zbudować silnej drużyny. Może to wina
trenerów, może samych zawodników niepotrafiących oprzeć się urokom stolicy.
Przytrafiały się jednak niezapomniane potyczki, jak choćby ta z 13 września 1989
r. na Camp Nou w I rundzie PEZP. Po ewidentnych błędach sędziego, najlepszej
wówczas na świecie FC Barcelona cudem udało się uratować remis 1:1. Pół roku
wcześniej - pod koniec kwietnia 1989 r., nastąpiło odłączenie się sekcji
piłkarskiej od wielosekcyjnego CWKS, a utworzona w ten sposób Autonomiczna
Sekcja Piłki Nożnej (ASPN) była zaczątkiem spółki akcyjnej.
"Zwieńczeniem" nienajlepszej dekady, była tragiczna wiadomość o śmierci
ulubieńca Łazienkowkskiej - K. Deyny (1 września 1989 r. na autostradzie pod San
Diego).
L (egia) iga Mistrzów
"Nowe czasy" rozpoczęły się od wywalczenia 17 czerwca 1990 r. (2:0 z GKS
Katowice na stadionie... Widzewa) Pucharu Polski, co umożliwiło grę w PEZP.
Przejście Swift Hesperange (3:0 i 3:0) oraz Aberdeen (0:0 i 1:0), poskutkowały
awansem do ćwierćfinału i trafieniem na zwycięzcę tych rozgrywek sprzed roku -
Sampdorię Genua. Wygrana 1:0 u siebie (06.03.1991 r.), a także wyjazdowy
(20.03.1991 r.) remis 2:2 po niezwykle dramatycznym spotkaniu (dwie bramki
wschodzącej gwiazdy - Wojciecha Kowalczyka), pozwoliły zakwalifikować się do
najlepszej czwórki. Niestety późniejszy triumfator - Manchester United okazał
się lepszy, ale remis 1:1 na Old Trafford ma swoją wymowę. Dokonania te bardzo
zaskoczyły niemal wszystkich ludzi piłki w Polsce, bowiem w lidze Legia była
drużyną środka tabeli i... w żadnym innym pucharze nie miałaby prawa zagrać. Co
więcej, w następnym sezonie (1991/1992) "wesoła twórczość" nieudolnych działaczy
doprowadziła do sytuacji, że niemal do samego końca ważyły się losy klubu w
ekstraklasie. Jednak pewna wygrana 3:0 nad Motorem w Lublinie (13.06.1992 r.) w
przedostatniej kolejce, zagwarantowała utrzymanie. Zdaniem wielu było to jedno z
najważniejszych spotkań w całej historii "Wojskowych". Przegrana w tamtym
spotkaniu i wielce prawdopodobny wówczas spadek do II ligi, mogłyby skończyć się
podobnie do wydarzeń z 1936 r. Tak na marginesie "kwiatków" było w omawianym
okresie bez liku. Szczytem degrengolady okazała się sprzedaż R. Koseckiego do
Galatasaray Stambuł (klub z owego transferu uzyskał "grosze", miliony zaś -
niemalże w majestacie prawa - podzielili między siebie ówcześni "działacze",
dzięki koneksjom z pośrednikiem). Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie
i dało początek całemu ciągowi wydarzeń w latach następnych. Tuż po Igrzyskach w
Barcelonie posadę trenera objął "mistrz kasy i motywacji" - Janusz Wójcik, zaś
nieco później sponsorem sekcji piłkarskiej został Janusz Romanowski. 20 czerwca
1993 r. stabilna finansowo Legia sięgnęła (zwycięstwo 6:0 nad Wisłą w Krakowie)
po upragnione mistrzostwo Polski, które dzień później zabrało jej Prezydium
Zarządu PZPN. Przez stolicę przelała się fala demonstracji niezadowolonych
kibiców, czekających na okazanie dowodów w sprawie "niedzieli cudów" (nigdy ich
notabene nie znaleziono). Klub przechodził w tym czasie ciężkie chwile, ponosząc
olbrzymie straty finansowe (główny wpływ na to miało wykluczenie, z
przynoszących spore profity europejskich pucharów). Wszystko powetowano sobie w
sezonie następnym. Wywalczony - 15 czerwca 1994 r., już pod wodzą Pawła Janasa -
remis (1:1) z Górnikiem Zabrze w stolicy, przypieczętował kolejnego "majstra",
zaś 3 dni później również na Stadionie WP dane było cieszyć się z pokonania 2:0
ŁKS-u w finale PP. Ten jubileuszowy - 10 Puchar Polski wywalczony przez
"Zielonych", dawał równocześnie trzeci dublet. Aby nie pozostawiać najmniejszych
wątpliwości - kto był zdecydowanie najlepszy w kraju, 24 lipca warszawianie
pokusili się (jako pierwsi w kraju) o tzw. "potrójną koronę", czyli do owego
dubletu dorzucili Superpuchar (6:4 z ŁKS Łódź). Brakowało tylko dobrego występu
na arenie międzynarodowej (wszyscy fachowcy twierdzą, że z ówczesną kadrą Legia
mogła sporo namieszać w Lidze Mistrzów, jednak UEFA pozostała nieugięta i
utrzymała pucharowy zakaz) co nie zmienia faktu, że był to bez wątpienia
najlepszy rok w historii klubu. Niestety pierwsze podejście do Champions League,
stanowiące początek sezonu następnego, zakończyło się blamażem w eliminacjach z
chorwackim Hajdukiem Split (0:1 i 0:4), dlatego miesiąc później za 1,75 mln.
dolarów do Realu Betis Sewilla został sprzedany W. Kowalczyk. Natomiast już od
jesieni 1994 r. Legia - jako jedyny wówczas klub w Polsce - miała podpisaną
umowę z Canal+Polska na udostępnienie praw do transmisji meczów rozgrywanych
przez nią w roli gospodarza. Toteż pierwszym pojedynkiem ligowym prezentowanym
przez tą stację 1 kwietnia 1995 r., była zwycięska konfrontacja "eLki" z GKS
Katowice (1:0). Oznaczało to regularny dopływ gotówki z kasy francuskiego
medialnego potentata oraz sponsorów reklamujących się na stadionie, lecz co
ważniejsze zwiększało liczbę osób mogących podziwiać grę jednej z czołowych
wówczas drużyn w Europie.
Następne ligowe rozgrywki legioniści również ukończyli na 1 miejscu (31.05.1995
r. 3:0 u siebie z Rakowem Częstochowa na dwie kolejki przed końcem sezonu),
wywalczając do tego kolejny PP (18.06.1995 r. - 2:0 z GKS Katowice), w czym
nieocenione zasługi mieli Adam Fedoruk, Marek "Beret" Jóźwiak, Radosław
Michalski, Leszek Pisz, Jerzy "Guma" Podbrożny, Krzysztof Ratajczyk, Maciej
Szczęsny oraz Jacek Zieliński. Dodatkowo, od 20 czerwca 1992 r. do 10 maja 1995
r. nie przegrali oni na Łazienkowskiej 48 kolejnych spotkań z rzędu (39
zwycięstw - z czego 18 kolejnych - i 9 remisów) ustanawiając tym samym - nie
pobity przez równo 10 lat - rekord rodzimej ekstraklasy. Co jednak ważniejsze,
dwukrotne ogranie IFK Goeteborg (1:0 i 2:1), dało upragniony awans do coraz
popularniejszej Ligi Mistrzów. Zespół został wzmocniony (m.in. Cezarym
Kucharskim oraz Ryszardem Stańkiem), toteż 13 września 1995 r. w inauguracyjnym
pojedynku "Wojskowi" efektownie pokonali Rosenborg Trondheim 3:1. Z późniejszych
wyników, warto odnotować zwycięstwo 1:0 oraz remis 0:0 z mistrzem Anglii -
Blackburn Rovers. Dzięki korzystnym wynikom innych spotkań w swojej grupie,
ostatecznie Polacy uplasowali się na 2 pozycji i w nagrodę znaleźli się w
czołowej "ósemce" najbardziej prestiżowych rozgrywek europejskich. Obydwa
spotkania ćwierćfinałowe zaplanowano na połowę marca, więc ich rozgrywanie
zbiegło się z jubileuszem 80-lecia istnienia klubu. Niestety, Panathinaikos
Ateny okazał się już zbyt wymagający i po bezbramkowym remisie przy
Łazienkowskiej, ograł Legię 3:0 na Stadionie Olimpijskim. Kibice byli co prawda
niepocieszeni, jednak jak na polskie warunki sukces był ogromny, a ponadto
wszyscy liczyli na udany finisz ligowy. Do decydującego spotkania z Widzewem w
Warszawie, wszystko szło nieźle, jednak 22 maja 1996 r. coś się zacięło. Porażka
"na własne życzenie" 1:2, przesądziła o utracie prymatu. Co gorsze - odszedł J.
Romanowski (w dodatku do... Polonii), sprzedano cały "szkielet" zespołu, więc
pojawiło się widmo kolejnego kryzysu.
Ku normalności (?)
Na szczęście 2 lokata w tabeli dawała szansę pokazania się w Pucharze UEFA.
Doskonały rewanż (24.09.1996 r.) na stadionie WP z ateńskimi "Koniczynkami"
(zwycięstwo 2:0, po wcześniejszej porażce 2:4) i awans do III rundy, ostatecznie
przekonał - w grudniu 1996 r. - szefostwo Daewoo do zainwestowania w klub.
Sprostaniem wymagań współczesnego futbolu było powołanie 12 lutego 1997 r.
Sportowej Spółki Akcyjnej (SSA) "Legia", co pozwalało mieć nadzieję na
normalne funkcjonowanie drużyny piłkarskiej u progu nowego tysiąclecia. Po
przekształceniach - 30% udziałów w spółce mieli Koreańczycy, 40% należało do
holdingu Pol-Mot, zaś pozostałe 30% stanowiło własność Stowarzyszenia CWKS
"Legia", które obok aportu przekazało spółce prawo do wartości niematerialnych
sensu stricte, ale dla każdego kibica najważniejszych - bo w gruncie rzeczy
bezcennych, czyli nazwy, herbu, wszelkiej symboliki, historii (ciągłej od 1916
r.), czy bogatych tradycji (poprzez nawiązywanie do osiągniętego dorobku). Plany
były iście mocarstwowe - mówiono nawet o... grze w finale Ligi Mistrzów w 2000
r. (sic!!!). "Odwieczne" problemy z własnością gruntów przy Łazienkowskiej
(ostatecznie rozwiązane dopiero 7 lat później), uniemożliwiły co prawda
zbudowanie nowoczesnego stadionu, choć szansa była na to przeogromna, jednak
tworzenie dobrej drużyny teoretycznie nie było niczym ograniczane. Wyasygnowano
odpowiednie środki finansowe, więc wystarczyło tylko trochę pomyśleć. I tu
pojawił się problem, bo nie po raz pierwszy działaczom zabrakło zdrowego
rozsądku. Miliony złotych, wydano na rozkapryszone "gwiazdeczki" i ich bajońskie
kontrakty, a sportowa wartość drużyny była - delikatnie mówiąc - średnia. Nie po
raz pierwszy okazało się, że dzięki samym tylko pieniądzom nie da się zbudować
silnego zespołu. Najlepszym dowodem był pamiętny mecz z 18 czerwca 1997 r.,
który sympatykowi Legii będzie się już zawsze kojarzył wyłącznie z upokorzeniem.
Prowadzić 2:0 w decydującym spotkaniu u siebie z Widzewem i w ciągu pięciu
ostatnich minut stracić trzy bramki - które przesądzają o niemal pewnym tytule
mistrzowskim - jest rzeczą wprost nie do wymyślenia. Powtórzył się więc "czarny"
scenariusz sprzed roku, a humorów nie poprawiły nawet kolejny PP (29.06.1997 r.
- 2:0 z GKS Katowice) oraz Superpuchar (03.08.1997 r. - 2:1 z Widzewem). W
sezonie 1997/1998 "Wojskowi" wystąpili w historycznej, bo ostatniej edycji PEZP.
Niestety, bez większych sukcesów (wyeliminowani przez "średniaka" Serie A -
Vicenzę Calcio). 7 kwietnia 1997 r. ukazał się na rynku pierwszy numer nowej
"Naszej Legii" (wówczas miesięcznika, dziś już tygodnika) - nieocenionego źródła
wiarygodnych informacji o ukochanym klubie dla każdego kibica "eLki", nawet tych
z najodleglejszych zakątków kraju. Niewielu przepowiadało mu dłuższe utrzymanie
się na rynku, jednak grupa zapaleńców skupiona wokół "człowieka orkiestry"
Wiesława Gilera nie dała za wygraną i dziś pismo jest największym klubowym
wydawnictwem w Polsce. Nazwa nawiązuje do broszurki wydanej po raz pierwszy
przed rewanżowym meczem półfinału PEMK przeciw Feyenoordowi Rotterdam. Jak więc
widać kontynuacja nastąpiła po... 27 latach (dlatego przymiotnik "nowej" przed
tytułem, kilka wersów wcześniej). Później było już tylko gorzej - "Wojskowi" nie
weszli nawet do pucharów, zmieniali się trenerzy, obrażali zawodnicy - jednak
"Żyleta" ciągle czekała na lepsze czasy. W czerwcu 1998 r. za 1,8 mln. dolarów
do włoskiego pierwszoligowca Venezii Calcio sprzedano Nigeryjczyka Kennetha
Zeigbo, co z całą pewnością można uznać za pewien sukces (przez długi czas był
to bowiem najwyższy transfer jakiegokolwiek zawodnika z polskiej ligi), z
drugiej jednak strony zespół został poważnie osłabiony, a w dodatku
"Łazienkowska" straciła swego kolejnego ulubieńca. Czary goryczy dopełniło
dodanie członu sponsora do nazwy "Legia" (tak więc od 4 lutego 1997 r. klub
występował pod nazwą "Legia- Daewoo"), co wielu porównywało do "świętokradztwa"
z czasów stalinizmu. Dodatkowo, skutki decyzji ówczesnych bossów klub odczuwa po
dziś dzień, a zamienienie przez dwa lata niemal idealnej sytuacji finansowej w
ogromne długi (deficyt sięgający kilkunastu milionów złotych) - jest nie lada
sztuką. Normalność?
Wywalczenie 3 miejsca podczas sezonu 1998/1999 dało - po rocznej przerwie -
szanse zaprezentowania się Europie (Puchar UEFA). Dzięki temu 12 sierpnia 1999
r. klub obchodził mały jubileusz. Tego dnia bowiem piłkarze z "eLką" na piersi
rozegrali - jako pierwsza polska drużyna - swój setny mecz w europejskich
pucharach (zwycięstwo 5:0 nad macedońskim Vardarem w Skopje). Dwanaście miesięcy
później, znowu zabrakło warszawian w rozgrywkach międzynarodowych, bowiem 4
pozycja w końcowej tabeli sezonu 1999/2000, akurat wówczas nie dawała przepustki
"na salony".
"Jugo" wszędzie, sukces będzie
Kryzys Daewoo z przełomu tysiącleci, spowodował przekształcenia własnościowe w
sekcji piłkarskiej. Już w marcu 2001 r. całkowitą władzę przejęli decydenci z
Pol-Mot Holding S.A. (do tego czasu posiadacze 40% akcji klubu), którzy za 3,5
mln dolarów nabyli od Koreańczyków ich udziały (30%) i dodatkowo 10% z puli
należącej do CWKS, stając się tym samym właścicielem pakietu większościowego.
Snuto również plany wejścia na giełdę, co jednak się nie powiodło. Wykorzystując
dobre znajomości na Bałkanach niemal natychmiast funkcję szkoleniowca powierzono
Serbowi - Dragomirowi Okuce, ten z kolei parę miesięcy później sprowadził do
drużyny kilku swych rodaków. Kontrowersyjna - jak twierdziło wielu - polityka
klubu, przyniosła rezultaty zaskakująco szybko. Niespodziewany remis 1:1 w
Krakowie (24.04.2002 r.) z najsilniejszą wówczas kadrowo oraz organizacyjnie
Wisłą dał niepowtarzalną szansę na wywalczenie kolejnego tytułu mistrzowskiego.
Stało się to ostatecznie faktem 28 kwietnia 2002 r. po bezbramkowym remisie na
Łazienkowskiej z Odrą Wodzisław w przedostatniej kolejce sezonu 2001/2002.
Dodatkowo po raz pierwszy w historii Legia sięgnęła po Puchar Ligi (3:0 i 1:2 w
finałowym dwumeczu z "Białą Gwiazdą"). Trzecie podejście do Ligi Mistrzów,
zakończyło się jednak drugim niepowodzeniem - w decydującej rundzie słynna
Barcelona okazała się nie do przejścia (0:3 i 0:1). Zaistniała jednak możliwość
pokazania się w Pucharze UEFA i to właśnie w jego I rundzie Legia, jako pierwszy
w historii polski klub wyeliminowała zespół z Holandii (4:1 i 3:1 z FC Utrecht).
W 2002 r. powstało prężnie działające stowarzyszenie o nazwie Sekcja Sympatyków,
będące inicjatorem wielu pożytecznych akcji kibicowskich. Mimo to, szefowie
Pol-Motu zaczęli coraz głośniej mówić o chęci odsprzedania swego pakietu akcji
innemu podmiotowi, jednak za każdym razem negocjacje stawały w martwym punkcie.
W sezonie następnym znacznie osłabiony zespół nie grał już tak dobrze, mimo
wszystko niemal do końca walczył o "majstra". Ostatnia kolejka i "dziwny" mecz
Polonii z Katowicami zadecydował, że "eLka" nie zakwalifikowała się nawet do
europucharów, co dodatkowo powiększyło - i tak już niemałą - "dziurę" w budżecie
oraz odstraszyło ewentualnych kontrahentów. Podłego nastroju nie zmieniał nawet
tytuł króla strzelców wywalczony przez Stanko Svitlicę (pierwszy obcokrajowiec w
historii polskiej ligi mogący pochwalić się podobnym wyczynem). Do Belgradu
wrócił "cudotwórca" Okuka, a jego miejsce zajął dotychczasowy asystent (i były
zawodnik) - D. Kubicki, który już wcześniej (na początku sezonu 1999/2000)
prowadził samodzielnie zespół.
Medialny sponsor, czy(li) powrót Wielkiej Legii?!
Tego samego dnia - 13 czerwca 2003 r. - zmieniono nazwę z CWKS "Legia"
SSA na KP (Klub Piłkarski) "Legia" SSA. Starano się za wszelką
cenę zmniejszyć długi (powiększone dodatkowo o premie dla zawodników za
wywalczone rok wcześniej MP), a we wszystkich mediach zaczęto głośno mówić o
naszych kibicach, tym razem nie w kontekście rozrób na stadionach, lecz
współtworzenia niezapomnianych widowisk, w czym znaczny udział miała - powstała
w roku 1999 - pierwsza, legijna grupa prawdziwie ultrasowska o nazwie Cyberfani
(samorozwiązana niestety w maju 2005 r.). Bywanie przy Łazienkowskiej stało się
swoistą modą w stolicy, zaś średnia frekwencja na trybunach była najwyższa od 15
lat. Po wielu miesiącach czekania � 8 kwietnia 2004 r. udało się podpisać
ostateczną umowę z kontrahentem zdolnym przejąć od Pol-Motu jego część akcji
klubu (80%). Po wyłożeniu w sumie 22 mln. złotych nowym właścicielem "dumy
Warszawy" został potentat w branży medialnej - Grupa ITI Holdings SA, dając
gwarancje stabilizacji i rozwoju na następne lata. Miesiąc później (12 maja 2004
r.) główny akcjonariusz dodatkowo podwyższył kapitał zakładowy z 1,5 mln. do 8
mln. złotych (mając od tej pory 96,25% udziałów w klubie), zaś 24 listopada 2004
r. jego udział ponownie wzrósł - tym razem aż do 97,4% (w sumie 12 mln.
złotych). Po tym fakcie CWKS-owi z pierwotnej puli 20% zostało zaledwie 2,6%. W
międzyczasie rozwiązano kilka "palących" spraw - m.in. kwestię praw do nazwy i
słynnej "czarnej eLki" (Stowarzyszenie CWKS "Legia" kontra KP "Legia" SSA) oraz
problem własności terenów przy ulicy Łazienkowskiej - a piłkarze zaczęli grać w
piłkę w sposób dawno nie oglądany, co pozwoliło na wywalczenie wicemistrzostwa
kraju. Od tego czasu - jak na ironię losu - zawisło nad klubem jakieś dziwne
fatum. Porażka w finale PP (0:2 i 1:0 z "Kolejorzem"), konflikt w sprawie cen
wejściówek na linii kibice - nowy zarząd, szybkie odpadnięcie z rozgrywek
Pucharu UEFA (0:1 i 1:3 z Austrią Wiedeń), czy ciągnące się tygodniami
zawirowania wokół obsady stanowiska trenera (ostatecznie - zamiast Czecha Jozefa
Chovanca lub D. Wdowczyka - został nim J. Zieliński) sprawiły, że wielu kibiców
zaczynało tworzyć teorię "im lepiej (finansowo), tym gorzej (sportowo)". W
dodatku - podczas zjazdu sprawozdawczo-wyborczego PZPN w grudniu 2004 r. - nie
udało się przeforsować projektu Mazowieckiego ZPN, mającego przywrócić Legii
tytuł mistrzowski z 1993 r. Widocznym plusem drugiej części roku była z
pewnością - sfinansowana przez miasto - modernizacja stadionu (w tym nowej,
sztucznie podgrzewanej murawy). Początek roku 2005 przyniósł kontrowersyjny
transfer byłego zawodnika Lecha Poznań i stołecznej Polonii - Pawła
Kaczorowskiego, którego z wielu pozasportowych powodów nie akceptowała znaczna
część kibiców, a także zaskakująco słabą postawą piłkarzy, nie potrafiących
wygrać w lidze 6 meczów z rzędu. Nie przeszkodziła ona jednak w utrzymaniu
miejsca "na pudle" (3 lokata w końcowej tabeli), choć ambicje sięgały z
pewnością wyżej. Od momentu przejęcia klubu Grupa ITI próbowała dogadać się ze
Stowarzyszeniem CWKS odnośnie przejęcia części praw do legijnych symboli. Mimo
wielu starań nie udało się osiągnąć porozumienia w kwestii komercyjnego
wykorzystania herbu. Toteż 1 lipca 2005 r. właściciele i władze klubu
zaprezentowały zmienioną - a raczej zmodyfikowaną do obecnej postaci - jego
wersję. Nowy sezon "Wojskowi" zaczęli tradycyjnie słabo, a po dwóch porażkach z
przeciętnym FC Zurich, pierwszy raz w historii zakończyli swój udział w
europucharach już na rudzie kwalifikacyjnej. Zaraz potem nastąpiła zmiana na
ławce trenerskiej, bowiem kolejna próba zatrudnienia D. Wdowczyka zakończyła się
sukcesem i szkoleniowiec ten zajął miejsce J. Zielińskiego. Rok 2006 rozpoczął
się - zorganizowaną na Torwarze, z ogromnym rozmachem - tradycyjną już galą,
połączoną z oficjalną prezentacją drużyny. W ten sposób rozpoczęto obchody
90-lecia istnienia klubu. Zadbano o nawiązanie do bogatych tradycji i przez cały
rok jubileuszowy piłkarze grali z historycznym, pierwszym logo (białą "eLką" na
czarnej tarczy). 3 marca 2006 r. w trakcie spotkania z GKS Bełchatów (wygrana
1:0) doszło do niespotykanej nigdy wcześniej sytuacji. Między 46, a 69 minutą
meczu barwy Legii na boisku reprezentowało więcej obcokrajowców, niż Polaków (6
cudzoziemców i 5 rodzimych piłkarzy).
Autor: Marcin "ERDEM" Erdemski
Historia
polskiej ligi - ciekawostki - sposób rozgrywania
W latach 1920-1926 nie było jednolitej ligi polskiej. Sezon w 1920 roku został
przerwany na skutek wojny z Rosją Radziecką. Do pierwszych rozgrywek w roku 1921
zgłosiło się pięć drużyn (Cracovia, Polonia Warszawa, Warta Poznań, Pogoń Lwów i
ŁKS Łódź). Pierwszym w historii mistrzem Polski została Cracovia. Sezon później
utworzono dwie grupy (północ, południe) po 4 drużyny, po dwie zwycięskie zagrały
każdy z każdym o mistrzostwo (Warta Poznań, ŁKS, Polonia W-wa, Strzelec Wilno)
drugi tytuł zdobyła Warta Poznań... [
czytaj całość
]
Legia w
europejskich pucharach
Od 1956 roku piłkarze Legii Warszawa wystąpili we wszystkich czterech rodzajach
europejskich pucharów. Trzy z nich, tj.: Puchar Europy Mistrzów Krajowych (zwany
dziś Ligą Mistrzów), nie rozgrywany już Puchar Europy Zdobywców Pucharów, a
także Puchar Miast Targowych (obecny Puchar UEFA) to rozgrywki w pełni
oficjalne...